Kursor

GRY

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 11 - Tajemnica Hogwartu



-Ginny! Ginny, zaczekaj! - krzyczał Blaise, biegnący za Gryfonką.

-Ooo, cześć Diabełku. O co chodzi?

-Nie widziałaś Hermiony? Szukam jej i szukam, ale gdzieś przepadła.

-Wiesz, rzeczywiście nie widziałam jej od, odkąd poszła na szlaban.

-Co się stało? Zrobiłaś się lekko blada. - zaniepokoił się chłopak.

-Miała szlaban. Z MALFOY'EM!!!

-Chyba nie myślisz, że Draco mógł jej coś zrobić?

-Blaise..... zastanów się. To Malfoy. Wiesz jaki on jest.

-Owszem, wiem. I dlatego nie wierzę, że mógł coś jej zrobić. - zaczął się denerwować. Mimo tego, że Draco ograniczył z nim kontakty prawie do zera, on dalej uważał go za przyjaciela. Wstyd się przyznać, ale tęsknił za ich wieczornymi rozmowami o dziewczynach przy dobrej Whisky.

-Hola, hola, czy Ty stajesz po stronie Tlenionej Fretki, zamiast po stronie swojej dziewczyny?

-To że jesteś moją dziewczyną, nie oznacza, że, nie mam prawa bronić przyjaciela.

-Przyjaciela! Żartujesz? Nie rozmawia z Tobą, a Ty dalej uważasz go za kumpla.

-I to najlepszego. Masz coś przeciwko?!

-Owszem, mam!

-Tak?

-Tak.

-TAK?!

-TAK!!

-To idź sobie do swoich przyjaciół, którzy pragną rządzić twoim życiem. Pasujecie do siebie.

-Sugerujesz, że chcę rządzić cudzym życiem?!

-O, nie, nie, nie. Sugeruję, że bez tego nie przeżyjesz! - powiedziawszy to Blaise obrócił się napięcie i odszedł. Odszedł pytać się Ślizgonów czy nie widzieli Smoka. "Ja nie wiem, jak Miona z nimi wszystkimi wytrzymuje" - myślał po drodze.



Ginny targały różne emocje. Od złości po wielki smutek. To była ich pierwsza kłótnia.

-Przydałaby się teraz Hermi - wyszeptała i jedna, samotna łza, spłynęła jej po policzku. "O nie, nie będę płakać. Miona zawsze mówi: związek bez kłótni to związek bez przyszłości. Może Blaise miał zły dzień. Idę poszukać Rona, Harry'ego i Luny. Może oni wiedzą gdzie jest Herm."

Po paru minutach znalazła Lunę z Neville'em. Niestety nie widzieli Hermiony. Po kolejnych paru minutach znalazła się w wieży Gryffindor'u.

-Cześć wszystkim! - krzyknęła na cały salon. Większość dziewczyn jej odpowiedziała, natomiast chłopcy odpowiedzieli wszyscy.

-Cześć Ron, cześć Harry.

-Siema Ginny. - odpowiedział Rudzielec.

-Cze-cześć Gin. - wyjąkał Wybraniec.

-A co Ty Harry taki spięty? Zakochałeś się czy jak? - Ruda uśmiechnęła się, dla czarnowłosego, bardzo uroczo.

-Nie, no co Ty, siostra. Harry? Powiedziałby mi o tym.

-Taaaak

-Hehe, jesteście niemożliwi :-D Ale mam sprawę, poważną. Widzieliście gdzieś Hermi?

-Nie

-Nie, ale ma przecież szlaban.

-Jeszcze? Zaczęła go przecież wczoraj o 18.00, a jest 16.30. Malfoy'a też nie ma.

-Myślisz, że Draco za tym stoi? - spytał Bliznowaty.

-Jeśli on coś zrobił Mionie, to go uduszę - wywarczał Ron.

-Przestańcie i pomóżcie mi jej szukać. Jak nie znajdziemy jej do 20.00, to idziemy do Mcgonagall.

-Albo Snape'a.

-A do niego po co? - spytali rudzi

-No w końcu Herm miała szlaban z Fretką. A skoro jego też nie ma, to Nietoperza powinno to zainteresować.

Nagle Wealsey zaczęła płakać. Nikt nie wiedział dlaczego.

-Ginny, co się stało?

-Oh, Harry - przytuliła się do niego.

-O co chodzi?

-O nic, po prostu chciałam się do kogoś przytulić - wtuliła się jeszcze bardziej.

-Dziewczyny.... - westchnął Ron - Ich nie zrozumiesz Harry, nie dziw się tak. wszyscy zaczęli się śmiać, a przyjaciele ruszyli szukać panny Granger.





Ślizgon i Gryfonka weszli do komnaty. Była zarazem piękna i przerażająca. Rozglądając się spostrzegli tron, przed nim długi stół, a dookoła czarne krzesła.

-Hej, czy to nie jest komnata Sam-wiesz-kogo?

-Granger?

-Tak?

-Mamy przerąbane na całej linii.

-Szlak....

I właśnie w tej chwili drzwi się otworzyły. Draco szybko rzucił na nich zaklęcie kameleona. Do środka weszli Śmierciożercy i Lord Voldemort.

-Granger - wyszeptał cichutko Draco. - musimy się stąd wydostać.

-No co Ty nie powiesz. Tylko jak?

-Zachowuj się bardzo cicho i trzymaj się blisko mnie. Zanim ostatni Śmierciożerca zdążył wejść do sali, uczniowie Hogwartu wyszli z komnaty narad Śmierciożerców.

-I teraz gdzie?

-Jak najdalej stąd.... - odpowiedział chłopak.

Trochę błądzili, ale w końcu udało im się opuścić ten straszny zamek. "Uff, teraz się cieszę, że ojciec mnie tu parę razy przyprowadził" - pomyślał Draco. Po paru minutach znaleźli się w Zakazanym Lesie. Malfoy doskonale znał to miejsce. Stąd mogli się deportować.

-Złap mnie za rękę.

-Że co? - Draco nie wytłumaczył o co chodzi, tylko sam złapał Hermionę za rękę i teleportowali się bliżej Hogwartu.

-Teraz wystarczy iść cały czas prosto i dojdziemy na błonia. - wymądrzał się Ślizgon. Szli i szli, a błoni nie było widać.

-Jesteś pewny, że idziemy w dobrą stronę?

-Tak, Granger. Jestem pewny.

-A właśnie. Skąd wiedziałeś, gdzie mamy iść, że możemy się deportować, że mamy iść prosto, co?

-Są na tym świecie rzeczy, których nie powinnaś wiedzieć. - Nawet jeśli bardzo chcesz. - dodał, gdyż widział, że Gryfonka przygotowuję się do "ataku". Hermiona zamilkła i pozwoliła się prowadzić. Wreszcie, po bardzo długiej przechadzce dotarli na Hogwarckie błonia.

-Dom, nareszcie dom - westchnęła. Malfoy pokręcił z politowaniem głową i ruszył do drzwi. Hermiona kiedy się zorientowała, że Draco idzie, pobiegała za nim. Kiedy doszli do drzwi, Granger podziękowała mu za to, że doprowadził ich bezpiecznie do Hogwartu.

-Nie ma za co, Granger. Pamiętaj tylko, że wszystko co się tam między nami działo, nic nie zmieniło i zostaje między nami.

-Chyba nie myślałeś, że będę cię uważała za przyjaciela, Malfoy? - zironizowała, choć gdzieś tam głęboko w jej serce wbiła się szpilka. Zresztą nie tylko jej, Draconowi też, choć nie dopuszczał do siebie myśli, że miło było spędzić z nią ten cały czas. Po tej krótkiej wymianie zdań, każdy poszedł w swoją stronę. Starając się zapomnieć o uczuciu, które wywołali słowami: to nic nie zmieniło. Nie wiedzieli jak bardzo się mylą.......

2 komentarze:

  1. Cudowny! Czekam na następny!;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze... Mogłaś to wszystko napisać o niebo lepiej...
    Stać cię było na to... Zwaliłaś ten rozdział...
    A z resztą co takiego mieli nie mówić, skoro nic tam nie zaszło?
    Trochę bez sensu...

    OdpowiedzUsuń